Martin Pichler lubi przebywać w miejscu przeznaczonym na palenie ogniska. Na zboczu swej posiadłości częstuje gości swoimi wyrobami, stamtąd ma też dobry widok na gospodarstwo i hotel należący do rodziny: na winnicę, ogród warzywny i sady jabłoniowe oraz domki przy bramie wjazdowej do tego małego przyrodniczego raju. W domkach tych lokowani są wypoczywający goście, i nie bez powodu nazywa się je jabłkowym hotelem.